czwartek, 19 listopada 2015

Aplikacja o pozwolenie na pobyt w Turcji- moje przykre doświadczenia

Na wizytę w urzędzie wybrałam się z kolegą mojego chłopaka, gdyż on w tym czasie nie mógł niestety mi towarzyszyć. Początkowo urzędnicy nie wpuścili kolegi ze mną, jednak gdy okazało się, że nie są w stanie dogadać się ze mną po angielsku, pozwolili mu wejść. Pan urzędnik był wręcz zniesmaczony faktem, że nie mówię po turecku (jestem w trakcie nauki). Na pierwsze spotkanie niestety nie udało mi się zgromadzić wszystkich potrzebnych dokumentów, ale nie martwiłam się tym, ponieważ na stronie internetowej jest napisane, że jeśli czegoś brakuje, można to dostarczyć w ciągu 30 dni od spotkania. Pan urzędnik po raz kolejny był wielce niezadowolony, nakazał dostarczenie brakujących dokumentów i stwierdził, że mam zapłacić karę w wysokości 50 $, którą chyba sam sobie wymyślił (lub chciał wymusić łapówkę). Ponadto, nie był w stanie poprawnie obliczyć ilość dni, jaka pozostała do końca ważności mojej wizy turystycznej, według niego się skończyła, według prawidłowych obliczeń, miałam jeszcze 3 tygodnie do wykorzystania. Niestety, lecz w Turcji tak bywa, że każdy urzędnik ma swoje zasady, swoje pomysły, co jest bardzo zniechęcające i irytujące. Z tej wizyty wyszłam prawie z płaczem. W ciągu tygodnia jednak z pomocą mojego chłopaka zgromadziłam brakujące papierki i razem stawiliśmy się w urzędzie. Tym razem mieliśmy do czynienia z miłą, spokojną panią, ale też nie była w stanie rozmawiać po angielsku. Dokumenty zostały przyjęte, poinformowano Nas, że odwiedzi Nas policja, celem sprawdzenia, czy rzeczywiście mieszkam pod adresem, który podałam. Przez 6 tygodni nie działo się nic. W tym momencie nadmienię, że w tym samym czasie o pozwolenie na pobyt ubiegała się również moja współlokatorka, czyli Nasze aplikacje zawierały ten sam adres. Końcem września nadal nic się nie działo, stąd mój chłopak postanowił wybrać się do urzędu i zapytać, jak się sprawy mają. Poinformowano Nas, że dzień wcześniej policja była w mieszkaniu, ale nikogo nie zastała, ponadto sąsiedzi powiedzieli, że nikt taki (czyli ja) tam nie mieszka… Stanęło na tym, że na drugi dzień policja miała przyjść, aby skontrolować mnie jeszcze raz. Cierpliwie czekałam w mieszkaniu, nie pojawili się. Następnego dnia, kolejna wizyta w urzędzie. Okazało się, że policja przyszła skontrolować moją współlokatorkę, a nie mnie (co jest dziwne, ponieważ jej dokumenty były wciąż niekompletne, a moje gotowe, czekające w urzędzie). Z tego względu, że jej w mieszkaniu nie zastali, a sąsiedzi nakłamali, dziewczyna zapłaciła około 1000 tureckich lirów kary, musiała szybko opuścić Turcję, a po powrocie do Turcji w ciągu 10 dni aplikować powtórnie o pozwolenie na pobyt. Nie pomogło okazanie w urzędzie zapłaconych rachunków z tego mieszkania (chciała udowodnić, że naprawdę tam mieszka). Tego dnia właściciel mieszkania wyrzucił mnie z niego, dając mi 5 minut na spakowanie się… Sytuacja tym bardziej przykra, że mieszkanie wynajmowaliśmy od kogoś znajomego, niestety, okropnie się zawiedliśmy… Nawet nie mam ochoty tego dłużej komentować. W urzędzie należy podać aktualny adres i o każdej zmianie poinformować w ciągu 48 godzin. Ze względu na to, że nie byłam w stanie podać nowego adresu, moja aplikacja o pozwolenie na pobyt została anulowana. Zapłaciłam 360 tureckich lirów kary, dostałam nakaz opuszczenia w Turcji w ciągu 30 dni, a kiedy do Turcji wrócę, muszę rozpocząć aplikację o ikamet od nowa w ciągu 10 dni. Wyjeżdżając, nie miałam na szczęście żadnych problemów, nie zapłaciłam innych kar ani nie dostałam zakazu wjazdu do Turcji, co w całej sytuacji jest pozytywne. W normalnych okolicznościach, powinnam otrzymać pozwolenie na pobyt w ciągu 3 miesięcy. Można łatwo policzyć, ile straciłam pieniędzy, czasu oraz nerwów… W następnej notce udzielę kilku rad, które mogą być pomocne przy aplikacji o pozwolenie na pobyt. Jak widać, doświadczenia mam aż nadto…

3 komentarze:

  1. Bardzo nieprzyjemna historia... Ja ubiegałam się o pozwolenie na pobyt kilka razy i nigdy nie byłam odwiedzana przez policję. Kiedyś powiedziano mi, że Polska należy do grupy A i obywatele państw z tej grupy nie są w ten sposób sprawdzani. Mam nadzieję, że jednak nic się w tej kwestii nie zmieniło, bo już niedługo czeka mnie kolejna przeprawa z turecką biurokracją.
    Trzymam kciuki za mniej stresujące drugie podejście do ikametu. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i również życzę powodzenia :) Mi natomiast powiedziano, że w mniejszych miastach sprawdzają, ale np. w Stambule jest to niewykonalne...

      Usuń
    2. Nie wpadłam na pomysł, że może to zależeć także od wielkości miasta. Moje informacje faktycznie pochodzą ze Stambułu :)

      Usuń