sobota, 16 listopada 2013

Co mnie zdziwiło w Turcji?

Dziś postanowiłam napisać kilka słów o tym, co mnie w Turcji dziwi. Lecąc do Stambułu zdawałam sobie sprawę z tego, że miasto jest ogromne i zatłoczone, lecz kiedy po raz pierwszy znalazłam się na Taksim square, chciałam po prostu uciekać, bo nie przepadam za tłumem, przeraża mnie. Reasumując, natłok ludzi w Stambule to pierwsza rzecz, jaka mnie uderzyła.
Bezdomne koty i psy... jestem przekonana, że na jednego mieszkańca Stambułu przypada jeden kot. Psów jest mniej, aczkolwiek obok budynku, w którym mieszkałam, stacjonowały 3 duże okazy, które spały całe dnie, a w nocy harcowały. Kiedy było już ciemno, obawiałam się ich, ale koniec końców, nie zrobiły mi krzywdy. Te bezdomne zwierzęta są dokarmiane, nieraz widziałam panią z baniakiem wody, karmą czy mięsem dla psów. Są także budki z karmą i wodą, które wystawiają chyba władze dzielnicy/miasta. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś robił im krzywdę. Niestety zdarzyło się tak, że właśnie taki bezdomny kotek prawie rzucił się na mojego chłopaka, gdy ten jadł, a w końcu zbił szklaną butelkę z napojem i zrzucił telefon na chodnik. Po spotkaniu z kociakiem telefon potrzebował wymiany wyświetlacza, co kosztowało jakieś 300 TL...
Zjawiskiem, które dla mnie było bardzo denerwujące, był brak dostatecznej ilości koszy na śmieci na mieście. Ile razy musiałam taszczyć puste opakowania po wodzie, zużyte chusteczki czy inne papierki, zanim znalazłam kosz na śmieci. Niestety wiele razy widziałam też, że ludzie rzucają te śmieci po prostu na chodnik. W moim budynku mieszkalnym z wyrzucaniem śmieci było tak, że trzeba było śmieci wystawić przed swoje drzwi, a jeden mieszkaniec je zbierał wieczorem i wystawiał przed budynek. Jego żona zajmowała się także sprzątaniem klatki schodowej. Te usługi kosztowały 30 TL miesięcznie. Moim zdaniem, lepszym rozwiązaniem byłby po prostu kontener na śmieci obok budynku i każdy mógłby wynosić je indywidualnie... nie było też żadnej segregacji śmieci. Kiedy wracałam wieczorem do domu, widziałam, że ulice są sprzątane, właściwie każdego dnia.
Pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że w Stambule na każdym kroku można było kupić wodę i coś do jedzenia, a także owoce. Super, że w Turcji serwuje się tureckie jedzenie, a nie wszędzie tylko fast foody i pizza. Uwielbiałam siedzieć z herbatką i simitem nad morzem :) Simit to rodzaj obwarzanka, smakował mi bardziej, niż te, które możemy zakupić w Polsce.
Nadal niezrozumiałym jest dla mnie fakt, że przed wejściem do niektórych tureckich domów bądź mieszkań, należy zdjąć buty przed drzwiami wejściowymi. Pamiętam moje zdziwienie, kiedy poszłam oglądać pokój, który chciałam wynająć i przed wejściem do mieszkania zostałam poproszona o zdjęcie butów. No cóż, jak mus, to mus. Kiedy wyprowadziła się moja współlokatorka Turczynka, dałam sobie z tym spokój ;)
Kolejne zjawisko, na którym zakończę notkę, jest częstotliwość posiłków i ich rozkład w ciągu dnia. Żadnemu obywatelowi Turcji w głowie się nie mieści schemat typu: śniadanie, drugie śniadanie, obiad, ewentualnie deser, kolacja i to, jak duże są te posiłki. Czyli w moim mniemaniu spore śniadanie, a kolacja najmniejsza. W Turcji śniadania są duże, później ma miejsce lunch, a wieczorem kolacja, która jest po prostu ogromna... oczywiście opisuję tutaj swoje doświadczenia, może ktoś inny spotkał się z innymi zwyczajami. Wciąż się do tego nie przyzwyczaiłam. Wiele razy było tak, że byłam już okropnie głodna, a mój chłopak spokojnie mógł jeszcze troszkę poczekać na posiłek. Z biegiem czasu jadłam normalne śniadanie, później piłam kawę i jadłam coś słodkiego, a dzień kończył się obiadokolacją.
Myślę, że podobnych notek powstanie jeszcze kilka ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz